O żółwiu, który poszedł do… przedszkola

Ucz swoje dziecko nowych rzeczy, czytając mu niezwykłe historie!

 


 

 
 

Wersja dla chłopców:

 
Mam na imię Tak i jestem małym żółwiem.
 
Tak, dobrze słyszysz: TAK to moje imię.
 
Właśnie tak nazywa mnie Staś. Chłopiec ma 4 lata i niedawno zaczął chodzić do przedszkola.
 
Tak samo mówi do mnie jego mama, kiedy przygotowuje dla mnie specjalne jedzonko.
 
Tak też woła mnie jego tata, kiedy wieczorem wyprowadza mnie na spacer.
 
 
Nie wiem, po co to robi.
 
Przecież koło domu, w którym mieszkam, jest duży ogród.
 
A w ogrodzie jest wszystko, czego potrzebuje żółw taki jak ja:
 
trawa, w której można się schować dla żartu,
 
kwiaty, które pachną najpiękniej na świecie,
 
słońce, które ogrzewa mnie swoimi promieniami,
 
a nawet oczko wodne, czyli takie bajorko do taplania się w ciepły dzień.
 
 
Tylko dwie osoby nie nazywają mnie Tak.
 
Nie mówi tak do mnie Tosia, czyli młodsza siostra Stasia.
 
Tosia jest malutka.
 
Przez cały dzień albo śpi, albo je, albo płacze, albo je, albo płacze, albo śpi.
 
Nie mówi też tak do mnie dziadek Stasia i Tosi.
 
Dziadek jest stary i ciągle czegoś zapomina.
 
Dlatego kiedy ktoś pyta go, jak ja mam na imię, to on odpowiada: nie wiem.
 
Tak więc można powiedzieć, że jestem żółwiem, który ma dwa imiona. Pierwsze – Tak i drugie – Niewiem.
 
 
Jest jeszcze coś, co musisz wiedzieć.
 
Uwielbiam, kiedy wszyscy w domu są szczęśliwi i nie mają żadnych zmartwień, bo wtedy mogę spokojnie zasnąć.
 
A sen to moja najulubieńsza rzecz, zaraz po jedzonku, które przygotowuje dla mnie pani Storczykowa, bo takie nazwisko nosi mama Stasia i Tosi.
 
Niestety, takie wieczory zdarzają się rzadko, zbyt rzadko.
 
Mama, tata, Staś, Tosia i dziadek często czymś się smucą.
 
I wtedy nie mogę spokojnie zasnąć, bo martwię się razem z nimi.
 
Przez całą noc zastanawiam się, jak mogę im pomóc.
 
 
Dziś opowiem ci o jednym takim zmartwieniu.
 
Wszystko zaczęło się pewnego wiosennego poranka…
 
 
– Stasiu, wstawaj, już późno, trzeba iść do przedszkola – zawołała mama, budząc swojego synka.
 
– Mamo, nie chce mi się… – mruknął niezadowolony Staś.
 
– A dlaczego ci się nie chce?
 
– Bo… yyy… yyy… nie lubię przedszkola…
 
– Oj, wstawaj, wstawaj. Zrobiłam ci pyszne śniadanie!
 
 
Podszedłem do kota, który wygrzewał się przy oknie i mówię mu tak:
 
– Słuchaj Miaukocurku, nasz Staś ma chyba jakieś problemy w tym przedszkolu.
 
– Też tak czuję. I co my z tym zrobimy?
 
– Mam plan!
 
– Jaki?
 
– Zaraz zobaczysz.
 
 
Godzinę później Staś był już w przedszkolu.
 
Przebrał się, przywitał z nauczycielką i kolegami, usiadł przy swoim stoliku, otworzył plecak i…
 
– A co ty tu robisz? – krzyknął zaskoczony, kiedy mnie zobaczył.
 
– Stasiu, to twój żółw? – zapytała nauczycielka.
 
– Tak.
 
– Śliczny!
 
– Dziękuję! – odpowiedział z uśmiechem Staś.
 
– A jak ma na imię?
 
– Tak.
 
– Jak?
 
– Tak.
 
– Ale jak?
 
– No… Tak.
 
– Chyba się nie dogadamy. Poczekaj, poszukam dla niego krzesełka.
 
 
Nauczycielka przyniosła mały taboret i postawiła mnie na nim.
 
– Drogie dzieci, od dziś będzie chodził z wami nowy kolega, to znaczy się żółw.
 
– To mój żółw! – zawołał Staś.
 
– Nazywa się… yyy… jak on się nazywa?
 
– To zależy. Mama mówi do niego Tak, a dziadek – Niewiem. Czyli on ma właściwie dwa imiona.
 
– Tak?
 
– Tak to pierwsze imię.
 
– A to drugie?
 
– Niewiem.
 
– Zapomniałeś, tak?
 
– Nie, po prostu Niewiem. Tak się nazywa Tak. Tak ma na drugie.
 
– Nic z tego nie rozumiem, Stasiu. Ale to na pewno twój żółw? Bo krzyknąłeś, kiedy go zobaczyłeś.
 
– Tak. Tak jest mój.
 
 
Nauczycielka podeszła do tablicy i przyczepiła do niej kartkę z literą A.
 
– Jaka to litera, kto wie?
 
Miałem już podnieść łapkę, że wiem, co to za litera, ale przypomniałem sobie, że nie umiem mówić w ludzkim języku.
 
– Ta literka jest w słowie Ania, arbuz i akwarium.
 
Chciałem powiedzieć, że akwarium to mój drugi dom, ale zamiast tego popatrzyłem na Stasia, a on na mnie.
 
– Stasiu, to jest literka A. Przecież wiesz – próbowałem mu podpowiedzieć.
 
Ale Stasiu myślał o czymś zupełnie innym.
 
Martwił się tym, że niedługo, wracając z przedszkola, znowu będzie się bał.
 
 
Potem była lekcja języka angielskiego.
 
Język angielski to takie słowa, których zupełnie nie rozumiem.
 
Ludzie tak czasem do siebie mówią, ale nie wiem, dlaczego.
 
– What is his name? – zapytała nauczycielka angielskiego, podchodząc do Stasia.
 
– Jakie jest moje imię?
 
– Nie, twojego przyjaciela, żółwia.
 
– On nazywa się Tak.
 
– Czyli jak?
 
– Po prostu: Tak.
 
– Oh, Yes?
 
– Yes, yes. To znaczy Tak.
 
 
Kiedy wszystkie dzieci w przedszkolu zjadły obiad i poszły spać, zacząłem się zastanawiać, dlaczego Staś nie lubi tu przychodzić.
 
Przecież nie było tu niczego złego.
 
Wprost przeciwnie, wszystko było tam wspaniałe.
 
 
Wróciłem do domu i poszedłem do Miaukocurka.
 
Zapomniałem wam powiedzieć, że Miaukocurek jest kotem, którego dawno temu przygarnęła rodzina Stasia.
 
To naprawdę dobrzy ludzie.
 
– Nie wiem, naprawdę nie wiem, co martwi naszego Stasia… – powiedziałem do mojego puszystego przyjaciela.
 
– A jak było w przedszkolu? – spytał Miaukocurek.
 
– Bardzo miło! Miła pani nauczycielka, roześmiane dzieci, kolorowe sale, nowe zabawki, pyszne jedzenie…
 
– A w drodze do przedszkola?
 
– W drodze?
 
– Czy jak Stasiu szedł z mamą do przedszkola, to wtedy wydarzyło się coś dziwnego?
 
– No tak! Przecież Staś codziennie chodzi tam z mamą i to w obie strony. Miaukocurku, jesteś genialny!
 
– Wiem!
 
 
Następnego ranka Staś znowu wybrał się z mamą do przedszkola.
 
Nie wiedział, że i tym razem schowałem się w plecaku.
 
Kiedy dotarliśmy na miejsce, wymknąłem się z budynku i podreptałem w stronę domu.
 
I wtedy zrozumiałem, dlaczego Staś tak się bał.
 
 
Okazało się, że parę metrów od przedszkola stoi dom.
 
Wokół domu jest ogród, taki sam jak nasz.
 
I w tym ogrodzie biega wielki pies.
 
Właściwie to każdy pies jest dla mnie ogromny. Nawet ratlerek albo chihuahua.
 
 
– Jak się nazywasz, powolny kolego? – zapytał mnie groźnie pies.
 
– Tak – odpowiedziałem najgrzeczniej, jak potrafię.
 
– Jak?
 
– Albo Niewiem. Niektórzy mówią na mnie Niewiem.
 
– Nic z tego nie rozumiem.
 
– Ech, nie ty jeden…
 
– Z czym więc przychodzisz do mnie?
 
– Mam pewien problem. Mój Staś, czyli chłopiec, z którym mieszkam, boi się chodzić do przedszkola.
 
– Naprawdę? Przecież w przedszkolu jest fajnie. Tak mówi Asia, dziewczynka z mojego domu.
 
– Nie obraź się, ale myślę, że Staś boi się… ciebie.
 
– Mnie?
 
– Obawiam się, że tak. Straszysz go, kiedy idzie tędy z mamą.
 
– Ale ja wcale go nie straszę.
 
– Naprawdę?
 
– Ja się bardzo cieszę, kiedy przechodzi koło mojego domu!
 
– I co wtedy robisz?
 
– Szczekam z radości!
 
– A jak to robisz?
 
– No tak: hau, hau, hau, hauuuuuuu!
 
– To może rób to inaczej.
 
– Jak?
 
– Bez szczekania.
 
– Mam się cieszyć bez szczekania?
 
– Tak.
 
– Nigdy tego nie robiłem.
 
– To spróbuj…
 
– A co będę z tego miał?
 
– Nowego przyjaciela.
 
– Czyli kogo?
 
– Mnie. I oczywiście Stasia. Będziesz miał dwóch przyjaciół.
 
– Dobrze, w takim razie od dziś nie będę szczekał, kiedy zobaczę tego chłopca.
 
– Bardzo ci dziękuję! A właśnie, jak masz na imię, mój nowy przyjacielu?
 
– Grzmot.
 
– Ładne imię. Pasu… pasowało ci kiedyś.
 
– Też je lubię.
 
– To do zobaczenia, Grzmocie!
 
– Cześć, Tak!
 
 
Co było dalej?
 
Tego dnia zasnąłem od razu, jak dziecko.
 
Prawie jak Tosia, kiedy jest najedzona, otulona milutkim kocykiem i kiedy wie, że mama jest blisko.
 
Nie wiedziałem jeszcze, że następnego dnia do naszego domu zakradnie się nowe zmartwienie…
 


 

Wersja dla dziewczynek:

 
Mam na imię Tak i jestem małym żółwiem.
 
Tak, dobrze słyszysz: TAK to moje imię.
 
Właśnie tak nazywa mnie Tosia.
 
Dziewczynka ma 4 lata i niedawno zaczęła chodzić do przedszkola.
 
 
Tak samo mówi do mnie jej mama, kiedy przygotowuje dla mnie specjalne jedzonko.
 
Tak też woła mnie jej tata, kiedy wieczorem wyprowadza mnie na spacer.
 
Nie wiem, po co to robi.
 
Przecież koło domu, w którym mieszkam, jest duży ogród.
 
A w ogrodzie jest wszystko, czego potrzebuje żółw taki jak ja:
 
trawa, w której można się schować dla żartu,
 
kwiaty, które pachną najpiękniej na świecie,
 
słońce, które ogrzewa mnie swoimi promieniami,
 
a nawet oczko wodne, czyli takie bajorko do taplania się w ciepły dzień.
 
 
Tylko dwie osoby nie nazywają mnie Tak.
 
Nie mówi tak do mnie Staś, czyli młodszy brat Tosi.
 
Staś jest malutki.
 
Przez cały dzień albo śpi, albo je, albo płacze, albo je, albo płacze, albo śpi.
 
Nie mówi też tak do mnie dziadek Tosi i Stasia.
 
Dziadek jest stary i ciągle czegoś zapomina.
 
Dlatego kiedy ktoś pyta go, jak ja mam na imię, to on odpowiada: nie wiem.
 
Tak więc można powiedzieć, że jestem żółwiem, który ma dwa imiona.
 
Pierwsze – Tak i drugie – Niewiem.
 
 
Jest jeszcze coś, co musisz wiedzieć.
 
Uwielbiam, kiedy wszyscy w domu są szczęśliwi i nie mają żadnych zmartwień, bo wtedy mogę spokojnie zasnąć.
 
A sen to moja najulubieńsza rzecz, zaraz po jedzonku, które przygotowuje dla mnie pani Storczykowa, bo takie nazwisko nosi mama Tosi i Stasia.
 
Niestety, takie wieczory zdarzają się rzadko, zbyt rzadko.
 
Mama, tata, Tosia, Staś i dziadek często czymś się smucą.
 
I wtedy nie mogę spokojnie zasnąć, bo martwię się razem z nimi.
 
Przez całą noc zastanawiam się, jak mogę im pomóc.
 
 
Dziś opowiem ci o jednym takim zmartwieniu.
 
Wszystko zaczęło się pewnego wiosennego poranka…
 
– Tosiu, wstawaj, już późno, trzeba iść do przedszkola – zawołała mama, budząc swoją córeczkę.
 
– Mamo, nie chce mi się… – mruknęła niezadowolona Tosia.
 
– A dlaczego ci się nie chce?
 
– Bo… yyy… yyy… nie lubię przedszkola…
 
– Oj, wstawaj, wstawaj. Zrobiłam ci pyszne śniadanie!
 
 
Podszedłem do kota, który wygrzewał się przy oknie i mówię mu tak:
 
– Słuchaj Miaukocurku, nasza Tosia ma chyba jakieś problemy w tym przedszkolu.
 
– Też tak czuję. I co my z tym zrobimy?
 
– Mam plan!
 
– Jaki?
 
– Zaraz zobaczysz.
 
 
Godzinę później Tosia była już w przedszkolu.
 
Przebrała się, przywitała z nauczycielką i koleżankami, usiadła przy swoim stoliku, otworzyła plecak i…
 
– A co ty tu robisz? – krzyknęła zaskoczona, kiedy mnie zobaczyła.
 
– Tosiu, to twój żółw? – zapytała nauczycielka.
 
– Tak.
 
– Śliczny!
 
– Dziękuję! – odpowiedziała z uśmiechem Tosia.
 
– A jak ma na imię?
 
– Tak.
 
– Jak?
 
– Tak.
 
– Ale jak?
 
– No… Tak.
 
– Chyba się nie dogadamy. Poczekaj, poszukam dla niego krzesełka.
 
 
Nauczycielka przyniosła mały taboret i postawiła mnie na nim.
 
– Drogie dzieci, od dziś będzie chodził z wami nowy kolega, to znaczy się żółw.
 
– To mój żółw! – zawołała Tosia.
 
– Nazywa się… yyy… jak on się nazywa?
 
– To zależy. Mama mówi do niego Tak, a dziadek – Niewiem. Czyli on ma właściwie dwa imiona.
 
– Tak?
 
– Tak to pierwsze imię.
 
– A to drugie?
 
– Niewiem.
 
– Zapomniałaś, tak?
 
– Nie, po prostu Niewiem. Tak się nazywa Tak. Tak ma na drugie.
 
– Nic z tego nie rozumiem, Tosiu. Ale to na pewno twój żółw? Bo krzyknęłeś, kiedy go zobaczyłeś.
 
– Tak. Tak jest mój.
 
 
Nauczycielka podeszła do tablicy i przyczepiła do niej kartkę z literą A.
 
– Jaka to litera, kto wie?
 
Miałem już podnieść łapkę, że wiem, co to za litera, ale przypomniałem sobie, że nie umiem mówić w ludzkim języku.
 
– Ta literka jest w słowie Ania, arbuz i akwarium.
 
Chciałem powiedzieć, że akwarium to mój drugi dom, ale zamiast tego popatrzyłem na Tosię, a ona na mnie.
 
– Tosiu, to jest literka A. Przecież wiesz – próbowałem jej podpowiedzieć.
 
Ale Tosia myślała o czymś zupełnie innym.
 
Martwiła się tym, że niedługo, wracając z przedszkola, znowu będzie się bała.
 
 
Potem była lekcja języka angielskiego.
 
Język angielski to takie słowa, których zupełnie nie rozumiem.
 
Ludzie tak czasem do siebie mówią, ale nie wiem, dlaczego.
 
– What is his name? – zapytała nauczycielka angielskiego, podchodząc do Tosi.
 
– Jakie jest moje imię?
 
– Nie, twojego przyjaciela, żółwia.
 
– On nazywa się Tak.
 
– Czyli jak?
 
– Po prostu: Tak.
 
– Oh, Yes?
 
– Yes, yes. To znaczy Tak.
 
 
Kiedy wszystkie dzieci w przedszkolu zjadły obiad i poszły spać, zacząłem się zastanawiać, dlaczego Tosia nie lubi tu przychodzić.
 
Przecież nie było tu niczego złego. Wprost przeciwnie, wszystko było tam wspaniałe.
 
Wróciłem do domu i poszedłem do Miaukocurka.
 
Zapomniałem wam powiedzieć, że Miaukocurek jest kotem, którego dawno temu przygarnęła rodzina Tosi.
 
To naprawdę dobrzy ludzie.
 
– Nie wiem, naprawdę nie wiem, co martwi naszą Tosię… – powiedziałem do mojego puszystego przyjaciela.
 
– A jak było w przedszkolu? – spytał Miaukocurek.
 
– Bardzo miło! Miła pani nauczycielka, roześmiane dzieci, kolorowe sale, nowe zabawki, pyszne jedzenie…
 
– A w drodze do przedszkola?
 
– W drodze?
 
– Czy jak Tosia szła z mamą do przedszkola, to wtedy wydarzyło się coś dziwnego?
 
– No tak! Przecież Tosia codziennie chodzi tam z mamą i to w obie strony. Miaukocurku, jesteś genialny!
 
– Wiem!
 
 
Następnego ranka Tosia znowu wybrała się z mamą do przedszkola.
 
Nie wiedziała, że i tym razem schowałem się w plecaku.
 
Kiedy dotarliśmy na miejsce, wymknąłem się z budynku i podreptałem w stronę domu.
 
I wtedy zrozumiałem, dlaczego Tosia tak się bała.
 
 
Okazało się, że parę metrów od przedszkola stoi dom.
 
Wokół domu jest ogród, taki sam jak nasz.
 
I w tym ogrodzie biega wielki pies.
 
Właściwie to każdy pies jest dla mnie ogromny. Nawet ratlerek albo chihuahua.
 
– Jak się nazywasz, powolny kolego? – zapytał mnie groźnie pies.
 
– Tak – odpowiedziałem najgrzeczniej, jak potrafię.
 
– Jak?
 
– Albo Niewiem. Niektórzy mówią na mnie Niewiem.
 
– Nic z tego nie rozumiem.
 
– Ech, nie ty jeden…
 
– Z czym więc przychodzisz do mnie?
 
– Mam pewien problem. Moja Tosia, czyli dziewczynka, z którą mieszkam, boi się chodzić do przedszkola.
 
– Naprawdę? Przecież w przedszkolu jest fajnie. Tak mówi Asia, taka 5-latka z mojego domu.
 
– Nie obraź się, ale myślę, że Tosia boi się… ciebie.
 
– Mnie?
 
– Obawiam się, że tak. Straszysz ją, kiedy idzie tędy z mamą.
 
– Ale ja wcale jej nie straszę.
 
– Naprawdę?
 
– Ja się bardzo cieszę, kiedy przechodzi koło mojego domu!
 
– I co wtedy robisz?
 
– Szczekam z radości!
 
– A jak to robisz?
 
– No tak: hau, hau, hau, hauuuuuuu!
 
– To może rób to inaczej.
 
– Jak?
 
– Bez szczekania.
 
– Mam się cieszyć bez szczekania?
 
– Tak.
 
– Nigdy tego nie robiłem.
 
– To spróbuj…
 
– A co będę z tego miał?
 
– Nowego przyjaciela.
 
– Czyli kogo?
 
– Mnie. I oczywiście Tosię. Będziesz miał dwoje przyjaciół.
 
– Dobrze, w takim razie od dziś nie będę szczekał, kiedy ją zobaczę.
 
– Bardzo ci dziękuję! A właśnie, jak masz na imię, mój nowy przyjacielu?
 
– Grzmot.
 
– Ładne imię. Pasu… pasowało ci kiedyś.
 
– Też je lubię.
 
– To do zobaczenia, Grzmocie!
 
– Cześć, Tak!
 
 
Co było dalej?
 
Tego dnia zasnąłem od razu, jak dziecko.
 
Prawie jak Staś, kiedy jest najedzony, otulony milutkim kocykiem i kiedy wie, że mama jest blisko.
 
Nie wiedziałem jeszcze, że następnego dnia do naszego domu zakradnie się nowe zmartwienie…
 
 
 
© Maciej Wojtas
 


 

W kolejnej historii z tej serii:

 
Żółwik Tak będzie próbował zdobyć pewną ważną pieczątkę.
 


 

Premiera całej bajki: 1 kwietnia 2024 roku

 
Cała bajka będzie składać się:
 
z ośmiu historii o żółwiku Taku
 
i ośmiu lekcji kreatywności – z osobistym mentorem.
 


 

Chcesz pobrać lekcję dołączoną do tej bajki?

 
Pomogę Ci w niej rozpocząć przygodę z wieczornym opowiadaniem bajek dziecku. Pokażę Ci też, jak w prosty i twórczy sposób można spędzać ze swoim dzieckiem więcej czasu.
 
 
Jak pobrać lekcję? Możesz to zrobić na 2 sposoby:
 
Sposób nr 1:
 
Dołącz do facebookowej grupy „Wojtas Academy”.
 
KLIKNIJ TUTAJ, ABY DOŁĄCZYĆ DO GRUPY
 
Link do posta zawierającego powyższe treści znajdziesz TUTAJ
 
 
Sposób nr 2:
 
Zapisz się na newsletter Wojtas Academy.
 
Dostęp do bajek i lekcji otrzymasz od razu po potwierdzeniu zapisu.
 
KLIKNIJ TUTAJ, ABY ZAPISAĆ SIĘ NA NEWSLETTER
 


 
Dowiedz się więcej o Wojtas Academy