Bajka o epidemii kropkozy

Ucz swoje dziecko nowych rzeczy, czytając mu niezwykłe historie!

 


 

1.

 
Ten kraj był zwyczajny aż do bólu.
 
Zwyczajne było w nim dosłownie wszystko:
 
ludzie, drzewa, ptaki, domy, sklepy czy auta.
 
Nawet borowiki zwyczajne były bardziej zwyczajne niż gdzie indziej.
 
Ludzie mieli tam zwyczajne problemy, radości, wypłaty i zainteresowania.
 
Nic więc dziwnego, że turyści od lat omijali ten zakątek świata szerokim łukiem.
 
 

 


 

2.

 
Był rok tysiąc dziewięćset któryś.
 
Pewnego zwyczajnego dnia stało się to, co dzieje się w każdym kraju rządzonym przez zwyczajnego prezydenta.
 
Wybuchły protesty, potem zamieszki, a na koniec wszystko wymknęło się spod kontroli.
 
Tłumy ludzi maszerujących ulicami stolicy krzyczały:
 
– Precz z prezydentem! Żądamy niezwykłości! Chcemy czegoś innego (czymkolwiek to coś będzie)!
 
 
Prezydent przestraszył się żądań rozwścieczonego tłumu.
 
Wezwał do siebie naukowców i zadał im proste pytanie:
 
– Co można zrobić, żeby w naszym kraju przestało być tak zwyczajnie?
 
 
Pierwszy odpowiedział:
 
– Mogę wyhodować drzewa, których każdy liść będzie miał zupełnie inny kolor.
 
– Ciekawy pomysł, ale wymaga zbyt dużo czasu. Ludzie się niecierpliwią. Jeszcze trochę i stracę władzę, a może nawet i głowę – odpowiedział prezydent.
 
 
Drugi zaproponował:
 
– Mogę sprawić, że z nieba znikną wszystkie chmury, będzie stale świeciło słońce, a wiadomo, że jak świeci słońce, to ludzie są bardziej szczęśliwi.
 
– Ciekawy pomysł, ale są już kraje, w których stale świeci słońce. Wyglądają jak pustynie i nikt nie chce tam mieszkać.
 
 
Wreszcie przyszła pora na trzeciego naukowca.
 
Ten jednak, zamiast opowiedzieć na głos o swoim pomyśle, podszedł do prezydenta, stanął na palcach i wyszeptał mu coś do ucha.
 
– Czy to bezpieczne? – zapytała głowa państwa.
 
– Raczej tak… – odpowiedział nieśmiało naukowiec.
 
– A czy będzie można to potem odwrócić?
 
– Myślę, jestem prawie pewien, że tak.
 
– W takim razie – działaj! Dzięki tobie nasz kraj choć przez chwilę będzie wyjątkowy!
 


 

3.

 
Naukowiec zabrał się do pracy.
 
Parę dni później wydarzyło się coś, czego nikt się nie spodziewał.
 
Dosłownie chwilę po rozpoczęciu telewizyjnego programu informacyjnego – jego prezenterka zamilkła.
 
Rozpaczliwie próbowała wydusić z siebie jakiekolwiek słowo, ale żadne nie było w stanie wydobyć się z jej ust.
 
Tylko dwie osoby w państwie wiedziały, dlaczego tak się stało.
 
 
Ci, którzy tego wieczora pękali ze śmiechu, widząc desperację w oczach prezenterki, kilkanaście godzin później na własnej skórze poczuli dokładnie to samo.
 
Epidemia niemoty postępowała tak szybko, że po tygodniu objęła niemal cały kraj.
 
Zła wiadomość była taka, że choroba przenosiła się powietrzem, drogą kropelkową.
 
Dobra – że miała łagodny, choć nietypowy przebieg.
 
Następnego dnia jej objawy chwilowo znikały.
 
Ludzie zauważyli, że dokładnie o północy wszystko wraca do normy i że od tego momentu przez jakiś czas potrafią mówić.
 


 

4.

 
Któregoś ranka jeden z profesorów odkrył, dlaczego ludzie nagle tracą głos.
 
Okazało się, że dzieje się to w chwili, kiedy stawiają kropkę na końcu zdania.
 
Nie wiadomo, kto nazwał tę chorobę kropkozą, ale nazwa przyjęła się błyskawicznie.
 
Nie zmieniła się nawet wtedy, kiedy wyszło na jaw, że nie tylko kropka, ale też pytajnik i wykrzyknik na końcu zdania sprawiają, że człowiek traci mowę.
 
 
Kropkoza, zmieniając tak niewiele, zmieniła jednak wszystko.
 
Za jej sprawą cały kraj ożywał dopiero kwadrans przed północą.
 
Tylko wtedy dzieci mogły wreszcie zadać rodzicom jedno długie pytanie zawierające tysiące mniejszych wątpliwości – i nie czekać kilkunastu godzin na odpowiedź.
 
Tylko wtedy szefowie mogli wygłosić litanię pretensji, używając potężnego wykrzyknika na końcu, następnie zaczekać na reakcję podwładnych i już po chwili, a nie pół dnia później, zadać im nokautujący cios.
 
I tylko wtedy astmatycy mogli powiedzieć cokolwiek, nie martwiąc się, że wielokropek, którego stale nadużywali, zmusi ich do milczenia.
 


 

5.

 
Kraj przestał być zwyczajny, ale nie stał się wcale lepszym miejscem do życia.
 
Wręcz przeciwnie.
 
Kiedy nie możesz postawić kropki, pytajnika albo wykrzyknika na końcu zdania, najdrobniejsza sprawa urasta do rangi problemu.
 
 
Ot, chociażby zwykłe zakupy:
 
– Czy jest ser? – pytała klientka, tracąc od razu mowę na wiele godzin.
 
– A który gatunek? – dopytywała sprzedawczyni, również milknąc aż do północy.
 
 
Albo inna sytuacja:
 
– Dzień dobry, aspirant Kopciuszko, kontrola drogowa. – wypowiadał swoją kwestię policjant, po czym uderzał się dłonią w czoło, bo przypominał sobie, że miał nie stawiać kropki na końcu zdania.
 
– Dzień dobry. – odpowiadał kierowca, celowo stawiając kropkę, żeby nie musieć rozmawiać z mundurowym.
 
 
Albo jeszcze inna sytuacja:
 
– Przepraszam, czy może pani zawołać Olka? – pytał chłopiec, który chciał po lekcjach zagrać z kolegą w piłkę.
 
– Olek, ktoś do ciebie! – wołała mama, wykorzystując tym samym dzienny limit słów.
 


 

6.

 
Nawet prezydent, który szybko zorientował się, jaką katastrofę wywołał jego naukowiec, wpadł we własne sidła:
 
– Czy da się to odwrócić? – zapytał raz człowieka, który wywołał całą tę epidemię.
 
– Myślałem, że to możliwe, ale okazało się, że… – odpowiedział ze smutkiem mężczyzna w białym kitlu i… nagle aż podskoczył z radości.
 
Nie chciał czekać, aż wybije północ.
 
Wziął kartkę papieru i napisał na niej jedno słowo: EUREKA!
 
Następnego ranka pobiegł do prezydenta z zeszytem, w którym szczegółowo opisał plan działania.
 
 
Pomysł był prosty.
 
Trzeba było przekonać ludzi, żeby na końcu zdania nie stawiali ani kropek, ani pytajników, ani wykrzykników.
 
Przecinki – to właśnie one miały uratować kraj przed paraliżem.
 
Od tej pory każdy, kto nie chciał paść ofiarą kropkozy, był zachęcany albo do mówienia bez przerwy, albo do wchodzenia innym ludziom w zdanie.
 
 
Ludzkie rozmowy zaczęły od tej pory przypominać dialogi robotów:
 
– Dzień dobry, poproszę ser, ogórki, pomidory, cebulę, kefir, pastę do zębów,
 
– Czy to wszystko, czego pani potrzebuje, czy może chce pani jeszcze wątróbkę, żarówkę, rybę, wrotki, przedłużacz, mikser,
 
– Wątróbkę, żarówkę, rybę, wrotki, przedłużacz, mikser już mam, ale przydałyby mi się zapałki, klej, taśma klejąca, nożyczki,
 
– Zapałki, klej, taśma klejąca, nożyczki – to wszystko kupi pani w sklepie obok, bo u mnie można tylko dostać śmietanę, śledzie, cytryny, tabletki na ból głowy, baterie do pilota, gazetę dla kotów,
 
– Nigdy nie słyszałam o gazecie dla kotów, dlatego mam prośbę, żeby pani mi łaskawie powiedziała, czy w tej gazecie są ogłoszenia drobne typu „sprzedam kuwetę mało używaną” albo „kupię cztery tony włóczki luzem”, czy zawiera ona zdjęcia kotów, małych kotów, dużych kotów, puszystych kotów, kotów gładkowłosych, kotów bezwłosych,
 
 
Uff…
 


 

7.

 
Każdy widział, że metoda wynaleziona przez prezydenckiego naukowca nie była idealna.
 
Dlatego w rządowym laboratorium trwały gorączkowe prace nad rozwiązaniem, które przyniesie ulgę wszystkim zmęczonym mówieniem bez końca i wchodzeniem innym w słowo.
 
Po wielu tygodniach doszło wreszcie do przełomu.
 
Naukowiec przybył do prezydenta z kartką zawierającą antidotum na chorobę.
 
 
Lekarstwo było następujące:
 
zdania maksymalnie złożone, pełne czasowników, przymiotników i innych wodotrysków.
 
Co ważne, zamiast kropek, pytajników i wykrzykników ludzie mieli od tej pory kończyć zdania takimi słowami jak:
 
i,
 
albo,
 
który,
 
ale,
 
więc,
 
oraz,
 
czy,
 
jednak,
 
lecz,
 
bo,
 
natomiast,
 
dlatego,
 
zatem.
 
 
Sęk w tym, że teraz nie było wiadomo, czy ktoś chce skończyć zdanie, czy zrobił sobie tylko przerwę na oddech i zaraz będzie kontynuował swoją wypowiedź:
 
– Oskarżony nie przyznał się do winy, więc – mówił sędzia, wprawiając całą salę w stan oczekiwania.
 
Albo:
 
– Napisałeś trzy strony wypracowania, dlatego – zawieszała swoją wypowiedź nauczycielka, doprowadzając ucznia do palpitacji serca.
 


 

8.

 
Z czasem ludzie zrozumieli, że zalecane przez władze słowa naprawdę muszą zastąpić kropki, wykrzykniki i pytajniki, bo inaczej cały kraj zostanie sparaliżowany.
 
Problem polegał jednak na tym, że w ten sposób ich rozmowy stały się zupełnie niezrozumiałe.
 
– Czy jest ser, który – zaczynał klient.
 
– Konkretnie który – odpowiadał delikatnie sprzedawca, starając się nie wstawiać na końcu znaku zapytania.
 
– Albo jednak – dodawał bez zastanowienia klient, nie chcąc nagle stracić mowy.
 
– Czyli nie chce pan sera, lecz – denerwował się sprzedawca.
 
– Chcę ser ale – klient starał się uspokoić emocje.
 
– Ale jakie znowu ale
 
– Chcę tylko ser i, to znaczy sam ser, bez i
 
– W naszym serze nie ma żadnego i
 
– To świetnie, bo
 
– Bo co??? – eksplodował sprzedawca, dobrze wiedząc, czym to grozi.
 


 

9.

 
Prezydencki naukowiec namawiał swojego szefa do zwiększenia wydatków na papier, na którym mieszkańcy kraju w pewnym momencie zaczęli ochoczo pisać swoje zdania.
 
Wkrótce jednak papiernie przestały pracować, ponieważ wycięto wszystkie drzewa i zabrakło surowca.
 
Sytuacja stała się dramatyczna.
 
Prawie cały kraj odczuł skutki niezwykłej epidemii.
 
 
Nawet przestępcy mieli teraz problem z porozumiewaniem się.
 
Nie mogli kulturalnie pokłócić się o ukradzione pieniądze, tylko od razu przechodzili do rękoczynów.
 
Nie mogli też spokojnie obrabować banku, bo po okrzyku „To jest napad!” – od razu tracili mowę.
 


 

10.

 
Niemal cały kraj pogrążył się w chaosie.
 
Istniała jednak grupa ludzi, która praktycznie nadal żyła tak jak dawniej.
 
Należeli do niej zakochani oraz ci, których dzień był wypełniony po brzegi kochaniem innych.
 
 
Zakochani nie martwili się tym, że rano w parku mówili sobie
 
– Kochasz mnie?
 
– Bardzo cię kocham!
 
a potem musieli czekać aż do północy, żeby kontynuować swoją rozmowę.
 
Nie przejmowali się tym, bo wystarczyło im, że mogli patrzeć sobie w oczy i w nich, jak w maleńkich ekranach, odczytywać miłosne wiadomości.
 
 
Byli też ludzie, którzy byli tak zajęci kochaniem innych, że w ogóle nie zauważyli wybuchu epidemii.
 
Harcerze przeprowadzający staruszki przez jezdnię, matki opatrujące kolana swoim dzieciom, ojcowie budujący swoim pociechom domki na drzewie, chłopcy reperujący budki dla ptaków, dziewczynki uczące swoje rodzeństwo pisania szlaczków…
 
Nikt z nich nie potrzebował słów, by robić to, co w życiu najważniejsze.
 


 

11.

 
Jak zakończyła się ta historia?
 
Z czasem prawie wszyscy mieszkańcy „kraju zwyczajnego do bólu” zrobili to, w czym zawsze byli mistrzami świata.
 
Przyzwyczaili się.
 
 
Prawie wszyscy, bo naukowiec, który wywołał tę katastrofę, przez całe lata próbował znaleźć antidotum na kropkozę.
 
Pod koniec życia, kiedy był już sędziwym starcem, wpadł wreszcie na genialny pomysł.
 
Zrozumiał, że nie ma łatwiejszego sposobu dotarcia do drugiego człowieka niż dodanie do rozmowy paru gramów serdecznego uśmiechu i szczypty dobrodusznego humoru.
 
Dlatego zaproponował, by na końcu całej wypowiedzi w miarę możliwości dodawać uśmiech 🙂
 
A tym, którzy chcieli w trakcie rozmowy przystanąć na chwilę między zdaniami – zalecił puszczenie oka 😉
 
 
CIĄG DALSZY NASTĄPI…
 
 
 
© Maciej Wojtas
 


 

W kolejnej historii z tej serii:

 
Wybierzemy się do krainy o nazwie Aledonia.
 


 

Premiera całej bajki: 1 maja 2024 roku

 
Cała bajka będzie składać się:
 
z ośmiu historii
 
i ośmiu lekcji kreatywności – z osobistym mentorem.
 


 

Chcesz pobrać lekcję dołączoną do tej bajki?

 
To będzie lekcja o drobnych rzeczach, które mają wielkie konsekwencje. Zdradzę Ci też przepis na to, jak przerabiać trudne teksty na łatwe do zrozumienia.
 
 
Jak pobrać lekcję? Możesz to zrobić na 2 sposoby:
 
 
Sposób nr 1:
 
Dołącz do facebookowej grupy „Wojtas Academy”.
 
KLIKNIJ TUTAJ, ABY DOŁĄCZYĆ DO GRUPY
 
Link do posta zawierającego powyższe treści znajdziesz TUTAJ
 
 
Sposób nr 2:
 
Zapisz się na newsletter Wojtas Academy.
 
Dostęp do bajek i lekcji otrzymasz od razu po potwierdzeniu zapisu.
 
KLIKNIJ TUTAJ, ABY ZAPISAĆ SIĘ NA NEWSLETTER
 


 
Dowiedz się więcej o Wojtas Academy