Autorka: Katarzyna Zubrzycka-Sarna
– Nie będę nosił więcej tych wstrętnych okularów! – wyburczał Staszek, wchodząc do przedpokoju i trzaskając drzwiami. Szybkim ruchem zerwał nowe okulary z niebieskimi oprawkami i rzucił na stół. Rzucił delikatnie, bo wiedział, że dużo kosztowały i miałby nieźle przekichane u rodziców, gdyby je połamał.
– Powiesz, co się stało? – spytała mama z troską w głosie.
– Co się stało, co się stało! – ciągnął dalej rozzłoszczony chłopiec – Najpierw Janek nazwał mnie „cztery oczy”, a potem nie wziął mnie do drużyny, bo „okularnik” na nic mu się nie przyda. Tak powiedział. A potem jeszcze coś do Bartka, na ucho. I zaczęli się śmiać. Na pewno ze mnie!
– Synku… – mama kucnęła obok Staszka, który w przedpokoju siłował się z lewym butem i mocno przytuliła chłopca. – Dzięki tym okularom możesz lepiej czytać i pisać, a chłopaki są po prostu zazdrosne, bo bardzo przystojnie wyglądasz w tych niebieskich oprawkach. A poza tym, to te okulary są WYJĄTKOWE.
– Wyjątkowe? Wyjątkowo wrednie zachowują się ludzie, którzy mnie w nich oglądają! – odparł rozżalony chłopiec.
– Zobaczysz, że gdy tylko je polubisz, inni ludzie zrobią to samo. A teraz chodź. Zrobimy pizzę.
– Z ananaskiem?
– Taką jak lubisz. Pomożesz mi?
Co jak co, ale pizza to było lekarstwo na wszystkie smutki. Staszek poleciał do łazienki umyć ręce. Kiedy wrócił, mama już zagniatała ciasto.
– Mamooo? – mama spojrzała na chłopca trochę przestraszona, bo takie „mamooo” oznaczało trudne pytania. Wstrzymała oddech, a Staszek dokończył:
– A skąd się wzięła pizza?
Ufff, całe szczęście mama oglądała niedawno program o Neapolu i doskonale znała odpowiedź na to pytanie.
– Dawno temu w Neapolu (takim mieście we Włoszech) mieszkał piekarz – Rafaele Esposito. Pewnego dnia przybyła do niego bardzo ważna osoba – księżniczka Małgorzata. Jako że była księżniczką, znała najbardziej wykwintne potrawy z całego świata. Rafaele postanowił, że da jej posmakować tego, co wszyscy w Neapolu doskonale znali – placka wypiekanego w piecu. Wszyscy dziwili się, dlaczego nie przygotuje jej jakiejś wyszukanej potrawy, przecież to księżniczka! Piekarz z uśmiechem odpowiadał, że czasem najlepsze są najprostsze rozwiązania. Przygotował swój placek i udekorował go 3 kolorami włoskiej flagi – zielonym (bazylią), białym (mozzarellą) i czerwonym (sosem pomidorowym). Księżniczka Małgorzata była zachwycona. Rafaele nazwał tę pizzę Margheritą (to po włosku: Małgorzata). A dziś zna ją każdy na całym świecie.
– Mamoo, a czy… – kolejne pytanie Staszka przerwał zgrzyt przekręcanego w drzwiach klucza. To tata wracał z pracy. Zamiast „dzień dobry” wyburczał niezadowolonym głosem:
– Mam nadzieję, że na obiad coś dobrego, bo miałem dziś koszmarny dzień.
– Następny niezadowolony… – pomyślała mama, a głośno powiedziała – Będzie coś najlepszego na smutki.
– Pizza! – krzyknęli równocześnie tata i chłopiec.
***
W sobotę rano mama jak zwykle wyciągnęła z szafy w przedpokoju odkurzacz i rozpoczęła tour po całym mieszkaniu. Kiedy szurała szczotką po podłodze w pokoju Staszka, nagle rozległ się wrzask:
– Paaająąąk!!! ŁAAAaaaaaa! – wybiegła jak oparzona. – Zabierzcie go, zabierzcie!
Staszek przybiegł raz-dwa na miejsce wydarzenia. Spojrzał, a tam, na podłodze stał sobie pajączek nie większy od małego paznokcia.
– Mamooo… – pokręcił głową chłopiec, że taka duża mama wystraszyła się takiej ociupinki. Zniżył się, żeby przyjrzeć się pajączkowi. Mógł przysiąc, że pajączek stoi w kałuży… łez. Chłopiec kucnął i przybliżył się, jak tylko mógł najbardziej, poprawił na nosie okulary w niebieskich oprawkach, żeby lepiej widzieć i zmarszczył czoło ze zdziwienia.
– Ten pajączek płacze… – wyszeptał chłopiec. Pająk przestał na chwilę chlipać i spojrzał na chłopca.
– Ten wielki chłopiec widzi moje łzy? – zdziwił się pajączek. Staszek odsunął się jeszcze bardziej zdziwiony i powiedział:
– Ten pająk gada! – pajączek zamarł. Stał nieruchomo na swoich ośmiu nogach i wpatrywał się wielkimi oczami w chłopca w niebieskich okularach. Chłopiec gapił się na pająka. Ale jako że dzieciaki nie lubią być zbyt długo cicho, Staszek zapytał:
– Dlaczego płaczesz?
– Jestem pająkiem, a dokładnie kątnikiem domowym. Kątniki budują pajęczyny w kątach mieszkań. Wszyscy moi koledzy potrafią już tkać piękne wzory, a ja… za każdym razem kiedy próbuję zrobić sieć, wychodzi to – pajączek wypuścił nić pajęczą, potem następną i następną. Rzeczywiście nie przypominała pajęczyny, tylko grubą linę. – I oni się ze mnie śmieją, że moje sieci są nic niewarte. Zwłaszcza ten Alek, co mieszka dwie pajęczyny wyżej.
– Mama się nie ucieszy, jak się dowie, że jest ich więcej… – pomyślał chłopiec, a potem spytał: – Jak masz na imię?
– Lutek – odpowiedział pajączek, ocierając ostatnią łzę jednym ze swoich odnóży. Pająk był tak zszokowany, że właśnie rozmawia z chłopcem, że już nawet przestał płakać.
– Posłuchaj, Lutku. Moja mama opowiedziała mi wczoraj historię o pewnym włoskim piekarzu, który zaimponował księżniczce najprostszym daniem, jakie znał. To był zwykły placek z pieca. Dodał do niego 3 składniki i tak powstała pizza Margherita, która od tamtej pory znana jest na całym świecie. Czasem najprostsze rozwiązania są najlepsze. Może Twoja pajęczyna, też kiedyś okaże się czymś ważnym?
Pająk słuchał z zaciekawieniem, chociaż pojęcia nie miał, że istnieje jakiś świat poza tym pokojem i czym jest pizza, ale sama nazwa brzmiała smakowicie.
Rozmowę chłopca i pająka przerwała mama, która z miną wojowniczki wparowała do pokoju. W rękach trzymała rurę od odkurzacza, która pozwalała jej zachować bezpieczną odległość od pająka (wielkości małego paznokcia).
– Skoro nikt nie chce mi pomóc pozbyć się tego robala, to sama sobie poradzę! – i zanim Lutek i Staszek zdążyli krzyknąć:
– Nieeee! – pająk wylądował w worku od odkurzacza. Ten sam los spotkał jego rodzinę, która wiodła sobie spokojne życie na pajęczynie w kącie za szafą.
Mama z miną superbohaterki, która właśnie uratowała świat przed zagładą, schowała odkurzacz do szafy w przedpokoju i zwróciła się do Staszka:
– Ubieraj się. Jedziemy do babci.
– Ale mamo! Tam jest Lutek! – chłopiec wskazał na szafę.
– Jaki znowu Lutek? – spytała mama, która przygotowywała się do wyjścia.
– Lutek to… – Staś przerwał, bo stwierdził, że mama i tak mu nie uwierzy. Uchylił drzwi szafy i powiedział szeptem:
– Lutku, wyciągnę was stamtąd, jak tylko wrócimy.
Kiedy kołowrotek w głowie Lutka przestał w końcu wirować, pajączek otworzył cztery pary oczu. Niewiele widział. Ale mignęły mu inne oczy obok, i kolejne, i kolejne.
– Lutek? – to był głos mamy.
– To ja, mamusiu.
– Mamo, jesteś tu? – spytał brat Lutka.
– Tak to ja.
Oprócz nich w odkurzaczu wylądowała jeszcze ich sąsiadka, pani Róża z synem Alkiem, tym co to najgorzej wyśmiewał się z Lutka.
– Aaaapsik! – kichnął brat Lutka, który, jak się okazało, miał alergię na zbyt dużo kurzu.
Pająki zaczęły obmyślać plan ucieczki. Pani Róża z mamą Lutka miały utkać nić, która pozwoli im wydostać się z worka. Niestety dziura, przez którą mieli uciec, z każdą wypuszczoną pajęczyną, stawała się coraz mniejsza. Jak tak dalej pójdzie, zaplączą się we własne sieci.
Nagle Lutek powiedział:
– Dość, to na nic. Wasze piękne wzory na nic się zdadzą w tym momencie. Zaklejacie wyjście. Czasem najlepsze, okazuje się najprostsze rozwiązanie – przypomniał sobie słowa, które usłyszał od Staszka. – Pozwólcie, że ja to zrobię.
– Ty? – spytał z przekąsem Alek – Przecież Ty… – pajączek zaniemówił, bo zobaczył, jak prosta nić pajęcza zamienia się w grubą linę i prowadzi wprost do wyjścia z tej zakurzonej pułapki. Pająki, przy akompaniamencie kichnięć brata Lutka, wspięły się jeden po drugim po linie i wyskoczyły z odkurzacza. Stały teraz na dnie szafy w przedpokoju. Na szczęście Staszek zostawił uchylone drzwi, mogły więc wydostać się z pułapki.
– Lutku, dziękujemy! Uratowałeś nas! – rzekła pani Róża, a mama Lutka przytuliła swoich synów 2 odnóżami, szczęśliwa, że nie zostali w tym zakurzonym miejscu na zawsze.
– Aaaapsik! – kichnął brat Lutka, którego jeszcze kręciło w nosie.
Pająki ruszyły w stronę swojego domu w kącie za szafą w pokoju Staszka, gdy nagle zazgrzytał klucz w drzwiach.
– O nie! Wracają! Już po nas! – pisnął Alek.
Do przedpokoju pierwszy wszedł Staszek. Był przekonany, że jego nowy pajęczy przyjaciel nadal tkwi ze swoją rodziną w otchłani zakurzonego worka. Szybko zsunął buty i pobiegł w kierunku szafy. W połowie drogi, dzięki swoim okularom w niebieskich oprawkach, zobaczył, że pajączki się wydostały. Tylko że teraz były w jeszcze większym niebezpieczeństwie. Jak mama je zobaczy, to po prostu… Chłopiec nie mógł na to pozwolić. Jednym susem znalazł się przy drzwiach szafy, klęknął, a na podłodze położył książkę o zabawnym detektywie, którą właśnie przywiózł od dziadka.
– Wskakujcie! – szepnął do pajączków, a one jeden po drugim weszły na książkowy transporter.
– Co tam robisz? Idź umyć ręce – powiedziała mama.
– Już, już. Tylko zaniosę książkę do mojego pokoju.
Staszek przetransportował pajączki na ścianę.
– Musicie przeprowadzić się trochę dalej za szafę, tak żeby nie dosięgnęła was rura od odkurzacza – powiedział na pożegnanie, a pajączki pokiwały oczami ze zrozumieniem.
– Dziękuję, Staszku, że nam pomogłeś. Jesteś dobrym przyjacielem. Cieszę się, że cię poznałem. – powiedział Lutek. Chłopiec się uśmiechnął i rzekł: – Ja też. Do zobaczenia!
A potem pomyślał, że gdyby nie jego okulary w niebieskich oprawkach, nie dojrzałby łez małego pajączka i nie mógłby mu pomóc. Mama miała rację, mówiąc, że te okulary są WYJĄTKOWE.
Kiedy szedł umyć ręce, powiedział więc do mamy:
– Wiesz, co mamusiu? Miałaś rację. Te okulary są wyjątkowe i chyba zaczynam je lubić.
O autorce:
Katarzyna Zubrzycka-Sarna – copywriterka, w internecie znana jako Pisarenka. Projektuje teksty dla kobiecych biznesów. Na pisarenkowym blogu podpowiada, jak pisać po ludzku i bez zadęcia. Autorka e-booka „Blog Box. Pisz jak ekspertka!”. Współautorka książki „Chcę WWWięcej. Jak zarabiać online na swojej wiedzy?”. A prywatnie mama szybkiego jak błyskawica przedszkolaka, któremu co wieczór czyta bajuchy.
Pisarenka.pl
https://www.instagram.com/pisarenka_pl/
https://www.linkedin.com/in/katarzyna-zubrzycka-sarna-476938216/