Autorka: Marta Kicińska
Lubię bawić się pod rozpostartym kocem lub prześcieradłem. Robię sobie z nich namioty, kryjówki do czytania książek, a czasem… Czasem dzieje się rzecz niezwykła. Rozchylam wejście do namiotu, a moim oczom ukazuje się coś zaskakującego. Nowe, nieznane mi miejsce. Raz na przykład trafiłam na Międzynarodową Stację Kosmiczną, innym razem znalazłam się w Starożytnym Egipcie, a szczególnie miło wspominam bardzo ciekawą przygodę na Antarktydzie w stacji badawczej oraz nocny spacer po paryskim Luwrze.
W ostatnią sobotę po obiedzie miałam posprzątać naczynia. Gdy weszłam do kuchni usłyszałam końcówkę radiowej audycji. Pani redaktor żegnała słuchaczy słowami: “Drodzy Państwo, w dzisiejszej audycji mogliśmy się sporo dowiedzieć o czerwonych karłach, których w kosmosie jest tak wiele. Spokojnej nocy.” Aż stanęłam z bukietem sztućców w ręku w drodze do zmywaki. Spokojnej nocy?! Po takiej wiadomości?! W kosmosie są czerwonej karły! A więc odkryto obcą cywilizację i okazało się, że to skrzaty! Ufoludki mają brody i krasne* czapeczki, a skoro są niżsi od ludzi to na ich planecie musi być większa grawitacja. Wkładając talerze do zmywarki snułam dalsze przypuszczenia. Krasnoludki zawsze pracowały w kopalniach. Ich planeta musi być wobec tego skalista i bogata w ciekawe, drogocenne złoża. Diamenty! Na pewno czerwone karły to bardzo bogata cywilizacja. Ciekawe czy mają wobec nas jakieś złowrogie zamiary. Pewnie ich wagoniki z kopalni są w stanie także przemierzać przestrzeń kosmiczną. Tata pokazywał mi ostatnio na niebie świecący pociąg. Mówił, że to satelity. A co jeśli to był pociąg czerwonych karłów? Może przylecą na Ziemię i obsypią nas diamentami? Może nie znają wartości diamentów? A może znają i ogłoszą się królami wszystkich naszych państw? Może będą okrutni i wszystkim każą nosić czerwone czapeczki, a kto nie będzie chciał ten będzie surowo karany?
Po drodze do swojego pokoju zapytałam tatę czy jest gotowy na inwazję czerwonych karłów. Tata zakrztusił się herbatą i właściwie nic nie odpowiedział. Weszłam do pokoju. Mój namiot z koca stał po środku tak jak lubię najbardziej. Spokojny, nieruchomy i trochę tajemniczy. Czułam, że znowu wydarzy się coś niezwykłego. Rozchyliłam wejście i moim oczom ukazał się zaskakujący widok. Byłam w dużym pomieszczeniu zwieńczonym kopułą. Po środku stało ciekawe urządzenie, przy którym ktoś się kręcił.
– Aloha**! – zawołał. To powitanie już zupełnie mnie zaskoczyło.
– Aloha? Czy to hawajskie powitanie?
– Oczywiście! – odparł miły, starszy pan. A jakie ma być?! Jesteśmy przecież na Hawajach! W jednym z tutejszych obserwatoriów astronomicznych! Jestem astronomem. Zjawiłaś się w samą porę. Za chwilę zaczynam obserwację. Dołączysz?
Kopuła nad pomieszczeniem zaczęła się powoli otwierać. Patrzyłam w górę i widziałam niebo pełne gwiazd. Chyba jeszcze nigdy nie widziałam aż tylu i to tak wyraźnie. Ogrom, ogrom rozgwieżdżonego nieba!
– Zanim weszłaś słyszałem za drzwiami jakieś krzyki o czerwonych karłach – powiedział astronom. – Czy wiesz co takiego?
– To takie postaci z bajek i baśni… – zaczęłam nieśmiało. – Mniejsze od człowieka, pracują w kopalniach, a na głowach mają…
– Nie, nie! Czerwone karły to rodzaj gwiazd. Właśnie tych we Wszechświecie jest najwięcej. Są mniejsze od naszego Słońca, nie są też tak gorące i nie świecą tak jasno. Nie widać ich gołym okiem. Podejdź do teleskopu. Duży, co?
Wielki teleskop śmiało spoglądał w kosmos. Przysunęłam oko do i oniemiałam z zachwytu! Kiedy patrzę na nocne niebo z ulicy obok mojego domu widzę niewiele gwiazd. Nieco więcej widzę gdy jestem na wakacjach na wsi, gdzie nie ma tylu świateł ulicznych. Ale teraz… Teraz patrzyłam prosto w nieskończoność.
– Światło gwiazd… jak pięknie je widać… – szepnęłam
– Widzisz światło, które wędrowało do nas setki, tysiące, miliony lat świetlnych. innymi słowy patrząc w kosmos patrzymy w przeszłość. Czasem niewyobrażalnie odległą!
Pan astronom poprosił, żebym na chwilę się odsunęła od teleskopu.
– Poszukam ci jakiegoś czerwonego karła. Upewnisz się, że nie nosi krasnej czapeczki! O, mam… Jeszcze poprawię obraz… Proszę!
Rzeczywiście. “Teraz – pomyślałam – potrafiłabym po kolorze światła sama rozpoznać i inne czerwone karły”.
– Bardzo panu dziękuję za tę lekcję. Muszę jednak już iść spać.
– Ją dziękuję za miłe odwiedziny. Może następnym razem przedstawię Ci kilka olbrzymów. Jeśli chcesz zobaczyć na niebie gołym okiem coś, co świeci na czerwono to polecam szukać czerwonego nadolbrzyma imieniem Betelgeza.
Byłam pewna, że pan sobie ze mnie żartuje, ale on wcale się nie śmiał. Uśmiechał się po prostu machając mi na do widzenia. Skinęłam głową, krzyknęłam “Aloha!” i skierowałam się do drzwi. Gdy je otworzyłam znowu wyszłam spod koca w moim pokoju. Tej nocy śniła mi się planeta olbrzymów. Była bardzo pofałdowana, miała mnóstwo zagłębień przez to, że stąpali po niej ogromni mieszkańcy. Ich królem był słynny Betelgeza. Zły, okrutny i mściwy. Rano jednak pomyślałam, że trzeba wrócić do planetarium i upewnić się czy te olbrzymy i wspomniany nadolbrzym to nie są znowu jakieś gwiazdy. Niestety kiedy zajrzałam do namiotu nie było tam już kosmicznego obserwatorium, lecz coś zupełnie innego…
* krasny – czerwony
** Aloha – w języku hawajskim to powitanie i pożegnanie. Oznacza też miłość i pokój
O autorce:
Poetka, pisarka, kompozytorka, redaktorka, felietonistka, stypendystka MKiDN.
Przez ostatnie lata współtworzyła Magazyn Kreda (www.magazynkreda.pl) poświęcony edukacji kreatywnej, edukacji domowej, życiu rodzinnemu. Była członkiem zespołu redakcji oraz autorką artykułów i felietonów (Pamiętnik wielogłowej Mamy Smoczycy).
Jest autorką książek dla dzieci (m.in. „Goszajka” wyd. Kreda Book, „Abba, Tatusiu” wyd. Edycja św. Pawła, baśniowych piosenek i udźwiękowionych słuchowisk dla dzieci.
Strona autorska:
www.rzekamarty.pl
Facebook:
@rzekamarty