Jak uczyć dziecko języka polskiego? (2)

1.
Uczenie swojego dziecka (lub okazjonalne pomaganie mu w nauce) wymaga od rodzica dwóch rzeczy:
cierpliwości oraz kreatywności.
Ta kreatywność przydaje się szczególnie w momentach, kiedy pojawia się przeszkoda nie do pokonania.
Na przykład lektura szkolna, która jest niezrozumiała dla dziecka, ponieważ powstała w zupełnie innej epoce i napisana jest językiem, który ze współczesną polszczyzną nie ma zbyt wiele wspólnego.
2.
Na taką „podwodną rafę” natknąłem się ostatnio, przerabiając „Zemstę” Aleksandra Fredry.
Zacząłem czytać ją razem z dzieckiem, na głos, i momentalnie zdałem sobie sprawę, że muszę coś zrobić, bo inaczej mój „uczeń” odbije się od tej lektury.
Przede wszystkim postanowiłem zabawić się w tłumacza.
Czytałem oryginalny tekst jakiegoś dialogu, a następnie tłumaczyłem go na język zrozumiały przez dziecko.
Zauważyłem jednak, że samo zrozumienie treści poszczególnych zdań to zdecydowanie za mało, żeby przykuć uwagę.
3.
Co najlepiej przykuwa uwagę i sprawia, że zapamiętujemy daną rzecz na dłużej?
Emocje!
Najprostszym sposobem na uruchomienie emocji w słuchaczu jest czytanie w taki sposób, by wcielać się we wszystkie postacie, różnicując intonację, styl mówienia itp.
Ale to tylko półśrodek.
Prawdziwym gamechangerem okazało się coś innego.
4.
Ponieważ dla dziecka osoby takie jak „Cześnik” czy „Papkin” są jak ludzie z innej planety, postanowiłem odwołać się do czegoś bardziej znajomego.
Sięgnąłem po serial „Miodowe lata”, który od jakiegoś czasu oglądamy z całą rodziną.
To jeden z tych seriali, które są tak dobrze, momentami wręcz genialnie napisane, że nigdy się nie (ze)starzeją.
Gdzie więc ta innowacja?
Otóż tłumacząc dziecku, kim jest dana postać z „Zemsty”, zacząłem przypisywać te osoby do postaci z „Miodowych lat”.
Momentalnie wskoczyliśmy na inny poziom emocji.
Od razu stało się jasne, że Cześnik to wypisz-wymaluj Karol Krawczyk, a Papkin to Tadeusz Norek.
Zupełnie inaczej brzmią teraz czytane przeze mnie dialogi, kiedy obaj mamy w głowie obraz aktora z lubianego serialu.
Okazuje się, że nawet przerabianie takiej ramotki jaką jest „Zemsta”, może sprawiać dziecku radość.
Rodzicowi – też.
Tłumacząc tekst oryginału na współczesny język i podpinając postacie serialowe do tych, które stworzył Fredro, zupełnie niechcący bawimy się w teatr.
W coś, czego w dzieciństwie bardzo nie lubiłem.
Ech, te życiowe paradoksy…
Zobacz też: